Był taki czas kiedy do teatru chodziło się po, aby to się uwznioślić. Umocnić w przekonaniach. Najlepiej umacniały sztuki radzieckie, a ambicją reżyserów było odczytywać je na nowo, czyli pod aktualne wytyczne. Aktorzy najlepsze recenzje zbierali wówczas, kiedy
W cokolwiek, byle było uwikłanie. Niektórym reżyserom wychodziło ono najlepiej, jeśli przestawiali: środkiem sztuki zaczynali, początek umieszczali na końcu, a do początku dodawali fragmenty sztuk innych autorów. Wówczas to się nazywało że "...reżyser twórczo rozwinął..."
Oderwaliśmy się jednak od
i ...polecieliśmy na drugą ścianę, czyli otworzyliśmy szeroko nasze dusze na miazmaty Zachodu (jak nie urok...). Po obejrzeniu sporej grupy osób miotających się po scenach i niespecjalnie atrakcyjnych nawet w ubraniach, a co dopiero bez, w dodatku w medycznie dokładnie odtworzonych sytuacjach proklamujących prokreację, narodowy odechciewało się także i jej. Za to w zdrowym odruchu samoobrony podnosił się recenzencki lament, że nie będzie komu zarabiać na emerytury dziś jeszcze pracujących, hurtowo zresztą wypychanych na wcześniejsze. Zupełnie tak,
A jeśli nawet nam się udało zarobić na swoje, to co zostało? Wówczas spece "od kultury" zaczęli mówić o obłożeniu. Krzeseł, ma się rozumieć, w teatrach. Niektórzy nawet na krzesłach się znali .
Legenda zaś niesie, a pamięć to potwierdza, że
Oni sprawiali, że do teatru zaczęło się chodzie, nie na sztuki, nie na autorów, nie na "rany boskie, reżyser ma pomysły", ale na aktorów, na nazwiska, na tych największych - na same tylko nazwiska, bez uwzględniania imienia. Od pewnego czasu znów chadza się na dyrektorów.
Jestem więc przeciw wypominaniu i strofowaniu aktorki, która począwszy od debiutu z każdą kolejną rolą idzie od sukcesu do sukcesu, w każdej potwierdza swoją wyjątkowość, że " przestała grać, a zajęła się organizacją", bo tym organizowaniem budzi
Nie wolno odpocząć od wkuwania roli za rolą, nie -skoro potrafi - realizować się także w roli pełnowymiarowego człowieka teatru, organizować teatralnej przestrzeni także dla innych aktorów, warunków pracy dla innych reżyserów? Tworzyć nowego teatru w nowych warunkach , nowej formule, z repertuarem na który naród wali drzwiami i oknami, miesiącami czeka na bilety? Mówię o widowni dobrowolnej, nie wycieczkowej.
Z całym szacunkiem dla pojawiających się tam niektórych nazwisk, to jednak był teatr wycieczkowy.
Co zobaczyłam teraz? Dwóch aktorów , pięcioosobową, aktorsko usposobioną grupę instrumentalistów (smyczkowych!) , i pianistę
Gdyby nagrać i zsumować wszystkie śmiechy i oklaski, to trwałyby pewnie czwartą część całego spektaklu. A była to, proszę państwa, zaledwie próba generalna , z publicznością. Dawna, dobra teatralna tradycja: albo właśnie próba generalna z publicznością, albo premiera prasowa, co na jedno wychodziło, ale zawsze była to okazja, aby przed premierą następnego wieczoru zdążyć z ostatecznym szlifem ;gdzie podciąć, w którym miejscu wziąć dłuższy oddech przed pointą, z czego zrezygnować bo osłabia tempo, w których miejscach oklaski, a w których szmerek.
(nazwiska, których się używa już bez imienia) jeszcze zdążyli dostąpić zaszczytu przysłuchiwania się w garderobach i teatralnych bufetach opowieściom starych mistrzów. Od nich wiedzą, jak się premiery organizowało, jak się pozyskiwało opiniotwórcze środowiska, jak: uwodziło publiczność, Wszystko wiedzą, także to, że tacy dwaj jak oni, w takim spektaklu muszą mieć skecz. I mają go. I wiedzą w którym miejscu go wstawić.
Piszę z pełną świadomością że był tam też reżyser, nazywa się Krzysztof Jaślar, mnie akurat to nazwisko coś mówi, przywołuje z pamięci choćby kabaret TEY... A jeśli tych Jaślarów jest tam dwóch? Drugi ma na imię Filip, jest synem tego pierwsze go i to są pierwsze skrzypce. Mi chał Sikorski - II skrzypce, Paweł Kowaluk - altówka , a Bolek Błaszczak - wiolonczela. Jako instrumentaliści (smyczkowi) występują od 19 lat, musieli się skrzyknąć chyba zaraz po Akademii, grają świetnie, mają talenty aktorskie, poczucie humoru i wyczucie dobrego smaku. Nazywają się GRUPA MoCarta. W spektaklu, o którym opowiadam, występuje jeszcze pianista - Roman Chudasek, świetnie dostrojony do całości.
Powtórzyć?
To może być znowu teatr do chodzenia. Z Dyrekcją na czele. Pozdrawiam.