SĄD APELACYJNY POSTANOWIŁ cd.

2011-08-02 09:46

Przed niespełna tygodniem informowałam o wyroku Sądu Apelacyjnego
w mojej sprawie a u t o l u s t r a c y j n e j i cytowałam fragmenty uzasadnienia. Dziś – dokończenie.
Z tego uzasadnienia wynika, że Sąd Apelacyjny nie przyznał racji ani jednemu zdaniu Sądu Okręgowego, nawet takiej jego konkluzji

        że nie za to mnie ukarano, że byłam agentką, tylko za to,
        że skłamałam mówiąc, że nie byłam …

Dydaktycznie i wychowawczo.
Dydaktycznie, w przypadku  jeśli brak dowodów uznaje się za dowody, a zasady rządzące lustracją (przebacz Panie Boże jej pomysłodawcom, a głównie WYKONAWCOM !) – są dowolne.

        Jeśli zważy się ich formację psychologiczną i charakterologiczną,
        tak naprawdę ci ludzie mianowali się mścicielami. W dodatku
        mszczą się nie na tych, na których może by i należało, tamci i dzisiaj
        miewają się nieźle.

Osławiona 19-tka (zastanawiam się dlaczego nie dwudziestka, czyżby ten dwudziesty dał nogę?) zwerbowana u progu zmiany ustroju, tuż po, lub pod koniec studiów, którą wyposażono w całe piąte piętro, broń, kamizelki kuloodporne, pieniądze jak z bajki, samochody i ….. bezmiar „teczek” oraz całkowitą dowolność jakiejkolwiek wiedzy o minionych latach pozbawioną, została wprawdzie rozwiązana, ale wyszła z tej opresji – poza tym, że na intratne do dziś stanowiska – ze sformatowanymi mózgami. Ten format brzmiał – i brzmi nadal:

        PRL TO ZNACZY NIE BYŁO NICZEGO, TYLKO OCET.
        NIE MOŻNA BYŁO WYJEŻDŻAĆ ZA GRANICĘ,
        A WSZYSCY KTÓRZY ODNIEŚLI JAKIŚ SUKCES
        W ZAWODZIE – BYLI AGENTAMI.


Niby dlaczego mieliby zmieniać zdanie teraz, wobec takich argumentów, jak np. brak „teczki pracy agenta” („ZOSTAŁA ZNISZCZONA”), a setki pseudodokumentów  – donosów, pracowicie przez blisko dwa lata gromadzonych przez prokuratora (z setek innych teczek), zamiast uznać za dowody około 50-letniej inwigilacji, ogłosić:

        ……… BYŁA TAK WAŻNYM AGENTEM,
        ŻE JĄ SPRAWDZANO ….
  (autentyczne, prokurator na sali sądowej).

Tą samą metodą, ten sam prokurator próbował „załatwić” inną kobietę, o tym samym imieniu, i w dodatku pracownicę IPN-u.
Było do przeczytania.
O kwalifikacjach, kompetencjach, cechach umysłu, nie rozmawiamy?
Trzeba mieć nadzieję, że do czasu.

Sąd Apelacyjny podkreślił w uzasadnieniu wyroku, że „kontakty osoby poddanej lustracji mają charakter

        TAJNEJ I ŚWIADOMEJ WSPÓŁPRACY TYLKO
        WÓWCZAS, GDY SPEŁNIAJĄ ŁĄCZNIE PIĘĆ
        WARUNKÓW


Zdaniem Sądu Apelacyjnego, zebrane dowody nie zostały przeanalizowane przez pryzmat owych pięciu przesłanek, a Sąd Okręgowy ograniczył się do stwierdzenia, że „powyższe kryteria zostały spełnione, wobec czego jej oświadczenie lustracyjne nie jest prawdziwe…”
Sąd Apelacyjny dodaje, że:

        „….NIE WYNIKA JEDNAK, KTÓRE KONKRETNIE DOWODY
        ŚWIADCZA O TYM, ŻE KONTAKTY  I. D.  Z FUNKCJONARIUSZAMI
        SB  MIAŁY CHARAKTER ŚWIADOMEJ WSPÓŁPRACY…”


Jeden ze świadków, były funkcjonariusz L.K. nie pamięta z jaką sprawą przyszedł do mego mieszkania po raz pierwszy, a ja tego człowieka nigdy
w życiu nie widziałam, dopiero na sali sądowej – pierwszy raz.
Dopiero z donosów w mojej teczce dowiedziałam się, że ONI, owszem, bywali w moim mieszkaniu, ale nie u mnie, tylko u mojej pomocy domowej, tej, którą upokarzałam „nie zmywając naczyń po kolacji”…
Wśród „tajnych” dokumentów znalazłam raport podpisany przez trzech oficerów, którzy w moim ówczesnym mieszkaniu przy ul. Hożej, zaproszeni przez panią Stefanię, urządzili sobie ponad sześciogodzinną TAJNĄ (!) rewizję. W jednym pokoju z kuchnią! Ponad 6 godzin!
W raporcie napisali:

        NIE ZNALEZIONO DOWODÓW NA ŻYDOWSKIE POCHODZENIE
        (załączyli spis moich rodzinnych dokumentów – narodzin, chrztów,
        ślubów itp.  NIE ZNALEZIONO DOKUMENTÓW NA DZIAŁALNOŚĆ      
        WYWIADOWCZĄ.


Żyłam normalnie, pracowałam normalnie, nikt mnie o nic nie oskarżał, nikt nie stawiał żadnych zarzutów, a tu … ponad sześciogodzinna tajna rewizja.
(wrzesień 1967). Skarżyli się na ilość książek i numerów telefonicznych. Na co liczyli, że znajdą u dziennikarki? Pewnie na dane osobiste „prowadzącego” mnie z CIA…?
Nie mogli go wymyśleć, tak jak opowieści o rzekomych rozmowach ze mną?
Adres p. Stefanii od lat w Szwecji, jest nie do ustalenia…”
Podejrzewam, a właściwie mam pewność, że nadana im zostałam do inwigilacji z tak wysoka, że nikt ich raportów nie sprawdzał. Były przeznaczone dla dysponenta. Miałam mówić do nich
takimi tekstami, którymi nigdy się nie posługiwałam, a które znali od kobiet
z ich otoczenia. Włącznie z niby pseudonimem, którego na pewno, tak kiczowatego, sama bym nie wymyśliła.
Moja prawda jest taka, że

NIGDY NIKT NIE ZAPROPONOWAŁ MI WSPÓŁPRACY (aż tak odważni nie byli)

Zmyślać wszystko mogli do woli dlatego, że nie byli kontrolowani.
Tylko nagradzani i tylko awansowani.
Opowieść jak z Kafki. Chyba nawet on by tego nie wymyślił.
Sąd Apelacyjny pisze, powołując się na TRYBUNAŁ KONSTYTUCYJNY i SĄD NAJWYŻSZY:

        TRZEBA PRZYJĄĆ, ŻE PRZYMIOTNIK „ŚWIADOMA”
        ODNOSI SIĘ WPROST DO WSPÓŁPRACY, ALBOWIEM
        POZOSTAJĄC W ZGODZIE Z LOGIKĄ – NIE SPOSÓB
        ZAAKCEPTOWAĆ WYRAŻENIA „NIEŚWIADOMA
        WSPÓŁPRACA Z OGNIWAMI…”
        „… ŻADNE Z ZACHOWANYCH POKWITOWAŃ NIE ZOSTAŁO
        PODPISANE PSEUDONIMEM,  oraz  Z TYCH POKWITOWAŃ
        W ŻADEN SPOSÓB NIE WYNIKA, ZA CO I.D.  OTRZYMAŁA
        OKREŚLONE KWOTY – OKREŚLONE W ZŁOTÓWKACH, BĄDŹ
        W INNEJ WALUCIE.


Kwitowałam w życiu setki dokumentów, a to honoraria, a to koszty podróży,
a to przyznane dewizy i zapewniam młodszych ode mnie, że w tamtych latach, ani 60 dolarów, ani 1350 lewa, to nie były sumy, dla których warto było zostać agentem. A jeszcze wymyślać pseudonimy… Nie miałam powodów aby wstydzić się własnego nazwiska.
Nawiasem mówiąc, jet to nazwisko rodowe, inaczej – panieńskie i uprzejmie proszę aby nie dodawać mi do niego końcówki „owa”, bo nie byłam żoną własnego ojca. W moim środowisku, najszerzej pojętym, przez lata funkcjonowały kobiety o nazwiskach – Kucówna, Eichlerówna, Andryczówna, Majerówna, Czubówna i dziesiątki innych, więc może przejść przez gardło
i Dziedzicówna, bo jest zgodne z regułami polskiego języka.
Gdybyśmy żyli w Czechach, gdzie każde niemowlę płci żeńskiej, od urodzenia jest „owa”, a wśród dorosłych Bardotowa i Monroe’owa, też byłoby w porządku. Czeskim.

Sąd Apelacyjny podkreśla także, że

        NIE ZACHOWAŁY SIĘ ŻADNE INFORMACJE OSOBIŚCIE 
        SPORZĄDZONE CZY TEŻ PODPISANE PRZEZ OSOBĘ
        LUSTROWANĄ... 
Z zeznań świadka L.K. z charakterystyki
        funkcjonariusza L. wynika jednoznacznie, że …”ZASADNIE
        UZNANO, IŻ ZASŁUGUJĄ NA WIARĘ WYJAŚNIENIA
        LUSTROWANEJ, KTÓRA STWIERDZIŁA, „ŻE NIGDY
        NIE SPORZĄDZAŁA DLA SB ŻADNYCH DOKUMENTÓW W POSTACI
        RAPORTÓW CZY DONIESIEŃ…”


A dalej, że z dokumentów wynika:

        W SPOSÓB JEDNOZNACZNY, ŻE PRZEZ CAŁY OKRES KONTAKTÓW
        Z SB
(podawane przez SB lata 1958-1966) LUSTROWANA
        NIE REALIZOWAŁA ZADAŃ ZLECANYCH JEJ PRZEZ FUNKCJONARIUSZY
       … I TAKA POSTAWA LUSTROWANEJ ZOSTAŁA OPISANA RÓWNIEŻ
       W DOKUMENTACH ARCHIWALNYCH.


    …. DOKUMENTY I ZAWARTE W NICH TREŚCI SĄ W OCENIE SĄDU
    APELACYJNEGO BARDZO ISTOTNE DLA OCENY,  CZY RZECZYWIŚCIE
    DOSZŁO DO MATERIALIZACJI WSPÓŁPRACY LUSTROWANEJ Z SB.
    SĄD OKRĘGOWY NIE UWZGLĘDNIŁ JEDNAK W NALEZYTYM
    STOPNIU TREŚCI OWYCH MATERIAŁÓW ARCHIWALNYCH 
    I W KONSEKWENCJI DOKONAŁ USTALEŃ FAKTYCZNYCH, KTÓRE NIE
    ZNAJDUJĄ OPARCIA W CAŁOKSZTAŁCIE ZEBRANEGO W SPRAWIE
    MATERIAŁU DOWODOWEGO.


Żeby było jasne:
Nie było żadnego „okresu kontaktów  z SB, był tylko okres kiedy funkcjonariusze tworzyli „notatki” na temat takich kontaktów.  Nie było żadnego „nie realizowania zleceń stawianych przez funkcjonariuszy”, bo przy braku kontaktów mogli sobie te zlecenia dowolnie wymyśleć do raportu. „Werbowali” mnie, „skreślali”, cytowali teksty rzekomo moje, podbierali tematy podsłuchane w telefonach (dlatego są w nich błędy merytoryczne), a nawet podsłuchane z korytarzowych rozmów w gmachu TVP. Przyłączali się do rozmawiających, przysiadali się w bufecie czy kawiarni … i pisali co zrozumieli i zapamiętali. Z przedstawionych mi przez IPN kilkunastu donosicieli, nie kojarzę ani jednego nazwiska – w dodatku są to sami mężczyźni. Jedyna wśród nich donosząca kobieta to właśnie moja pomoc domowa. Powiedzmy….

Dokument uzasadnienia Sądu Apelacyjnego liczy 12 stron. Jak najkrócej starałam się udostępnić istotę jego wyroku. Jest wielką lekcją dla nas wszystkich jak może, jak powinno funkcjonować prawo.

P.S. W roku 1797–mym król Prus, Fryderyk Wielki  p r z e g r a ł  proces
z pewnym młynarzem. Jak to skomentował? „Są jeszcze sędziowie w Berlinie”! Poszukajmy dzisiaj człowieka władzy, którego byłoby stać na taką refleksję… Nie ma?
Proszę więc pozwolić mnie na drobną trawestację: SĄ JESZCZE SĘDZIOWIE
W WARSZAWIE
.

Pozdrawiam. Cdn.
I.D.

Irena Dziedzic © 2010 All rights reserved.

Załóż własną stronę internetową za darmoWebnode