Blog

2011-08-02 09:46

SĄD APELACYJNY POSTANOWIŁ cd.

Przed niespełna tygodniem informowałam o wyroku Sądu Apelacyjnego
w mojej sprawie a u t o l u s t r a c y j n e j i cytowałam fragmenty uzasadnienia. Dziś – dokończenie.
Z tego uzasadnienia wynika, że Sąd Apelacyjny nie przyznał racji ani jednemu zdaniu Sądu Okręgowego, nawet takiej jego konkluzji

        że nie za to mnie ukarano, że byłam agentką, tylko za to,
        że skłamałam mówiąc, że nie byłam …

Dydaktycznie i wychowawczo.
Dydaktycznie, w przypadku  jeśli brak dowodów uznaje się za dowody, a zasady rządzące lustracją (przebacz Panie Boże jej pomysłodawcom, a głównie WYKONAWCOM !) – są dowolne.

        Jeśli zważy się ich formację psychologiczną i charakterologiczną,
        tak naprawdę ci ludzie mianowali się mścicielami. W dodatku
        mszczą się nie na tych, na których może by i należało, tamci i dzisiaj
        miewają się nieźle.

Osławiona 19-tka (zastanawiam się dlaczego nie dwudziestka, czyżby ten dwudziesty dał nogę?) zwerbowana u progu zmiany ustroju, tuż po, lub pod koniec studiów, którą wyposażono w całe piąte piętro, broń, kamizelki kuloodporne, pieniądze jak z bajki, samochody i ….. bezmiar „teczek” oraz całkowitą dowolność jakiejkolwiek wiedzy o minionych latach pozbawioną, została wprawdzie rozwiązana, ale wyszła z tej opresji – poza tym, że na intratne do dziś stanowiska – ze sformatowanymi mózgami. Ten format brzmiał – i brzmi nadal:

        PRL TO ZNACZY NIE BYŁO NICZEGO, TYLKO OCET.
        NIE MOŻNA BYŁO WYJEŻDŻAĆ ZA GRANICĘ,
        A WSZYSCY KTÓRZY ODNIEŚLI JAKIŚ SUKCES
        W ZAWODZIE – BYLI AGENTAMI.


Niby dlaczego mieliby zmieniać zdanie teraz, wobec takich argumentów, jak np. brak „teczki pracy agenta” („ZOSTAŁA ZNISZCZONA”), a setki pseudodokumentów  – donosów, pracowicie przez blisko dwa lata gromadzonych przez prokuratora (z setek innych teczek), zamiast uznać za dowody około 50-letniej inwigilacji, ogłosić:

        ……… BYŁA TAK WAŻNYM AGENTEM,
        ŻE JĄ SPRAWDZANO ….
  (autentyczne, prokurator na sali sądowej).

Tą samą metodą, ten sam prokurator próbował „załatwić” inną kobietę, o tym samym imieniu, i w dodatku pracownicę IPN-u.
Było do przeczytania.
O kwalifikacjach, kompetencjach, cechach umysłu, nie rozmawiamy?
Trzeba mieć nadzieję, że do czasu.

Sąd Apelacyjny podkreślił w uzasadnieniu wyroku, że „kontakty osoby poddanej lustracji mają charakter

        TAJNEJ I ŚWIADOMEJ WSPÓŁPRACY TYLKO
        WÓWCZAS, GDY SPEŁNIAJĄ ŁĄCZNIE PIĘĆ
        WARUNKÓW


Zdaniem Sądu Apelacyjnego, zebrane dowody nie zostały przeanalizowane przez pryzmat owych pięciu przesłanek, a Sąd Okręgowy ograniczył się do stwierdzenia, że „powyższe kryteria zostały spełnione, wobec czego jej oświadczenie lustracyjne nie jest prawdziwe…”
Sąd Apelacyjny dodaje, że:

        „….NIE WYNIKA JEDNAK, KTÓRE KONKRETNIE DOWODY
        ŚWIADCZA O TYM, ŻE KONTAKTY  I. D.  Z FUNKCJONARIUSZAMI
        SB  MIAŁY CHARAKTER ŚWIADOMEJ WSPÓŁPRACY…”


Jeden ze świadków, były funkcjonariusz L.K. nie pamięta z jaką sprawą przyszedł do mego mieszkania po raz pierwszy, a ja tego człowieka nigdy
w życiu nie widziałam, dopiero na sali sądowej – pierwszy raz.
Dopiero z donosów w mojej teczce dowiedziałam się, że ONI, owszem, bywali w moim mieszkaniu, ale nie u mnie, tylko u mojej pomocy domowej, tej, którą upokarzałam „nie zmywając naczyń po kolacji”…
Wśród „tajnych” dokumentów znalazłam raport podpisany przez trzech oficerów, którzy w moim ówczesnym mieszkaniu przy ul. Hożej, zaproszeni przez panią Stefanię, urządzili sobie ponad sześciogodzinną TAJNĄ (!) rewizję. W jednym pokoju z kuchnią! Ponad 6 godzin!
W raporcie napisali:

        NIE ZNALEZIONO DOWODÓW NA ŻYDOWSKIE POCHODZENIE
        (załączyli spis moich rodzinnych dokumentów – narodzin, chrztów,
        ślubów itp.  NIE ZNALEZIONO DOKUMENTÓW NA DZIAŁALNOŚĆ      
        WYWIADOWCZĄ.


Żyłam normalnie, pracowałam normalnie, nikt mnie o nic nie oskarżał, nikt nie stawiał żadnych zarzutów, a tu … ponad sześciogodzinna tajna rewizja.
(wrzesień 1967). Skarżyli się na ilość książek i numerów telefonicznych. Na co liczyli, że znajdą u dziennikarki? Pewnie na dane osobiste „prowadzącego” mnie z CIA…?
Nie mogli go wymyśleć, tak jak opowieści o rzekomych rozmowach ze mną?
Adres p. Stefanii od lat w Szwecji, jest nie do ustalenia…”
Podejrzewam, a właściwie mam pewność, że nadana im zostałam do inwigilacji z tak wysoka, że nikt ich raportów nie sprawdzał. Były przeznaczone dla dysponenta. Miałam mówić do nich
takimi tekstami, którymi nigdy się nie posługiwałam, a które znali od kobiet
z ich otoczenia. Włącznie z niby pseudonimem, którego na pewno, tak kiczowatego, sama bym nie wymyśliła.
Moja prawda jest taka, że

NIGDY NIKT NIE ZAPROPONOWAŁ MI WSPÓŁPRACY (aż tak odważni nie byli)

Zmyślać wszystko mogli do woli dlatego, że nie byli kontrolowani.
Tylko nagradzani i tylko awansowani.
Opowieść jak z Kafki. Chyba nawet on by tego nie wymyślił.
Sąd Apelacyjny pisze, powołując się na TRYBUNAŁ KONSTYTUCYJNY i SĄD NAJWYŻSZY:

        TRZEBA PRZYJĄĆ, ŻE PRZYMIOTNIK „ŚWIADOMA”
        ODNOSI SIĘ WPROST DO WSPÓŁPRACY, ALBOWIEM
        POZOSTAJĄC W ZGODZIE Z LOGIKĄ – NIE SPOSÓB
        ZAAKCEPTOWAĆ WYRAŻENIA „NIEŚWIADOMA
        WSPÓŁPRACA Z OGNIWAMI…”
        „… ŻADNE Z ZACHOWANYCH POKWITOWAŃ NIE ZOSTAŁO
        PODPISANE PSEUDONIMEM,  oraz  Z TYCH POKWITOWAŃ
        W ŻADEN SPOSÓB NIE WYNIKA, ZA CO I.D.  OTRZYMAŁA
        OKREŚLONE KWOTY – OKREŚLONE W ZŁOTÓWKACH, BĄDŹ
        W INNEJ WALUCIE.


Kwitowałam w życiu setki dokumentów, a to honoraria, a to koszty podróży,
a to przyznane dewizy i zapewniam młodszych ode mnie, że w tamtych latach, ani 60 dolarów, ani 1350 lewa, to nie były sumy, dla których warto było zostać agentem. A jeszcze wymyślać pseudonimy… Nie miałam powodów aby wstydzić się własnego nazwiska.
Nawiasem mówiąc, jet to nazwisko rodowe, inaczej – panieńskie i uprzejmie proszę aby nie dodawać mi do niego końcówki „owa”, bo nie byłam żoną własnego ojca. W moim środowisku, najszerzej pojętym, przez lata funkcjonowały kobiety o nazwiskach – Kucówna, Eichlerówna, Andryczówna, Majerówna, Czubówna i dziesiątki innych, więc może przejść przez gardło
i Dziedzicówna, bo jest zgodne z regułami polskiego języka.
Gdybyśmy żyli w Czechach, gdzie każde niemowlę płci żeńskiej, od urodzenia jest „owa”, a wśród dorosłych Bardotowa i Monroe’owa, też byłoby w porządku. Czeskim.

Sąd Apelacyjny podkreśla także, że

        NIE ZACHOWAŁY SIĘ ŻADNE INFORMACJE OSOBIŚCIE 
        SPORZĄDZONE CZY TEŻ PODPISANE PRZEZ OSOBĘ
        LUSTROWANĄ... 
Z zeznań świadka L.K. z charakterystyki
        funkcjonariusza L. wynika jednoznacznie, że …”ZASADNIE
        UZNANO, IŻ ZASŁUGUJĄ NA WIARĘ WYJAŚNIENIA
        LUSTROWANEJ, KTÓRA STWIERDZIŁA, „ŻE NIGDY
        NIE SPORZĄDZAŁA DLA SB ŻADNYCH DOKUMENTÓW W POSTACI
        RAPORTÓW CZY DONIESIEŃ…”


A dalej, że z dokumentów wynika:

        W SPOSÓB JEDNOZNACZNY, ŻE PRZEZ CAŁY OKRES KONTAKTÓW
        Z SB
(podawane przez SB lata 1958-1966) LUSTROWANA
        NIE REALIZOWAŁA ZADAŃ ZLECANYCH JEJ PRZEZ FUNKCJONARIUSZY
       … I TAKA POSTAWA LUSTROWANEJ ZOSTAŁA OPISANA RÓWNIEŻ
       W DOKUMENTACH ARCHIWALNYCH.


    …. DOKUMENTY I ZAWARTE W NICH TREŚCI SĄ W OCENIE SĄDU
    APELACYJNEGO BARDZO ISTOTNE DLA OCENY,  CZY RZECZYWIŚCIE
    DOSZŁO DO MATERIALIZACJI WSPÓŁPRACY LUSTROWANEJ Z SB.
    SĄD OKRĘGOWY NIE UWZGLĘDNIŁ JEDNAK W NALEZYTYM
    STOPNIU TREŚCI OWYCH MATERIAŁÓW ARCHIWALNYCH 
    I W KONSEKWENCJI DOKONAŁ USTALEŃ FAKTYCZNYCH, KTÓRE NIE
    ZNAJDUJĄ OPARCIA W CAŁOKSZTAŁCIE ZEBRANEGO W SPRAWIE
    MATERIAŁU DOWODOWEGO.


Żeby było jasne:
Nie było żadnego „okresu kontaktów  z SB, był tylko okres kiedy funkcjonariusze tworzyli „notatki” na temat takich kontaktów.  Nie było żadnego „nie realizowania zleceń stawianych przez funkcjonariuszy”, bo przy braku kontaktów mogli sobie te zlecenia dowolnie wymyśleć do raportu. „Werbowali” mnie, „skreślali”, cytowali teksty rzekomo moje, podbierali tematy podsłuchane w telefonach (dlatego są w nich błędy merytoryczne), a nawet podsłuchane z korytarzowych rozmów w gmachu TVP. Przyłączali się do rozmawiających, przysiadali się w bufecie czy kawiarni … i pisali co zrozumieli i zapamiętali. Z przedstawionych mi przez IPN kilkunastu donosicieli, nie kojarzę ani jednego nazwiska – w dodatku są to sami mężczyźni. Jedyna wśród nich donosząca kobieta to właśnie moja pomoc domowa. Powiedzmy….

Dokument uzasadnienia Sądu Apelacyjnego liczy 12 stron. Jak najkrócej starałam się udostępnić istotę jego wyroku. Jest wielką lekcją dla nas wszystkich jak może, jak powinno funkcjonować prawo.

P.S. W roku 1797–mym król Prus, Fryderyk Wielki  p r z e g r a ł  proces
z pewnym młynarzem. Jak to skomentował? „Są jeszcze sędziowie w Berlinie”! Poszukajmy dzisiaj człowieka władzy, którego byłoby stać na taką refleksję… Nie ma?
Proszę więc pozwolić mnie na drobną trawestację: SĄ JESZCZE SĘDZIOWIE
W WARSZAWIE
.

Pozdrawiam. Cdn.
I.D.

2011-07-21 16:01

SĄD APELACYJNY POSTANOWIŁ

    To uzasadnienie Sądu Apelacyjnego powinno w całości być obowiązkowe do wyuczenia na pamięć i wyrecytowania nawet po obudzeniu w „godzinie KGB” (4-ta nad ranem), dla wszystkich prokuratorów i sędziów zabierających się do lustrowania. Po to, aby w porę było wiadome, że „wiedzą w czym robią”.
    Po to bowiem, aby mnie skazać, uznając za kłamcę lustracyjnego,
Sąd Okręgowy k i l k a k r o t n i e obraził prawo procesowe, czyli mówiąc językiem potocznym NARUSZYŁ PRAWO !

    Sąd Apelacyjny wskazując że: Powyższe orzeczenie zostało w całości zaskarżone przez obrońcę lustrowanej, powołuje się na jego argumenty, wskazujące na

1.

„… sprzeczność między orzeczeniem, że I.D. złożyła niezgodne z prawdą tzw. oświadczenie lustracyjne, gdyż była świadomym i tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, a UZASADNIENIEM wskazanego orzeczenia, w którym Sąd Okręgowy raz uznając, że w rzeczywistości nie mogła wiedzieć, że została zarejestrowana jako tajny współpracownik… a raz uznając, że …. lustrowana w sposób świadomy i tajny współpracowała jako osobowe źródło informacji. I była to pierwsza obraza prawa procesowego. Czyli – naruszenie prawa.

2.

„…na podstawie zeznań świadka oskarżenie (emerytowanego funkcjonariusza SB) Sąd Okręgowy „… uznał, że lustrowana była świadomym i tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa i w konsekwencji uznaje na tej podstawie, że złożyła ona nieprawdziwe tzw. oświadczenie lustracyjne, podczas gdy prawidłowa ocena świadka L.K. prowadzi do wniosku przeciwnego – że I.D. była zarejestrowana bez swojej wiedzy i „na wyrost” jako współpracownik, a zatem jej oświadczenie jest zgodne z prawdą” .

3.

Sąd Apelacyjny odnosząc się do pokwitowań odbioru pieniędzy przez I.D. rzekomo od Służby Bezpieczeństwa, stwierdzając:
„prawidłowa ocena wskazanych pokwitowań prowadzi do wniosku, iż mogą to być pokwitowania za cokolwiek…. a także iż przynajmniej dwa ze wskazanych pokwitowań były pokwitowaniami za wypłacone I.D. diety – np. inauguracyjny lot „Air France” i pobyt w Bułgarii czyli , nie dające się usunąć wątpliwości, sąd rozstrzygnął na niekorzyść lustrowanej … „
Czym znów naruszył prawo.

4.

Sąd Apelacyjny poparł również wnioski mego obrońcy o dopuszczenie dowodów w postaci zaświadczeń o moich zarobkach w okresie , w którym miałam rzekomo „świadomie i tajnie” itd. … oraz z przesłuchania mnie. Zostałam przesłuchana. I WYSŁUCHANA.

A teraz proszę popatrzeć, jak miało wyglądać i jak wyglądało WŁAŚCIWE pokwitowanie pieniędzy otrzymywanych od Służby Bezpieczeństwa. Pochodzi ono z książki M. Graczyka „Tropem SB. Jak czytać teczki” – Wyd. ZNAK, Kraków. W tych latach taka sama esbecka procedura obowiązywała w całym kraju. Należało pisać od KOGO i podpisywać się PSEUDONIMEM.

 

Na rzekomych „dowodach” moje podpisy zostały odcięte od nazwy płatnika i od treści pod którymi były złożone. Jak je „służba” otrzymała? Tak jak zawsze. Popatrzcie jak to działa teraz, to będzie wiadomo, jak tym bardziej działało dawniej.
Oto cytat z „Polityki” 6 listopada 2010, str. 36

WSZYSTKIE PROKURATURY, SĄDY, URZĘDY WOJEWÓDZKIE
I NAWET INSTYTUCJE SAMORZĄDOWE (STAROSTWA I PRAWIE
2,5 TYS. URZĘDÓW GMINNYCH) UTRZYMUJĄ KANCELARIE
TAJNE I WŁASNYCH PEŁNOMOCNIKÓW, KTÓRZY MAJĄ STAŁY
OBOWIĄZEK WSPÓŁPRACY ZE SŁUŻBAMI SPECJALNYMI.

(i link do artykułu https://archiwum.polityka.pl/art/geba-na-klodke,429722.html )

A podsłuchy telefoniczne? Podobno jesteśmy najbardziej podsłuchiwanym społeczeństwem w Unii Europejskiej. W tamtych latach zdaje się – że tylko do jednego państwa się nie umywaliśmy (no, może jeszcze do dwóch)… Treści moich podsłuchów znalazłam w mojej „teczce”, w raportach funkcjonariuszy z rzekomych rozmów ze mną … W tamtej służbie panowie też chcieli dostawać, nagrody, chcieli awansować… Jedyny funkcjonariusz, z którym naprawdę (w tzw. realu) zetknęłam się d w a razy, całą karierę zbudował na moim życiorysie, od porucznika do pułkownika, pod koniec w najbardziej prestiżowej, wojskowej placówce wywiadowczej na Zachodzie. Był tak „pracowity”, że zatrudniał innych funkcjonariuszy i nauczył ich jak i z czego mają „tworzyć” sprawozdania z rzekomych rozmów ze mną, a jeszcze polecił, aby podpisywali je j e g o ksywą - „ZIELIŃSKI”. To ci podwykonawcy pracowali na jego pracowitość …

 

ZA DUŻO SIĘ GADA PRZEZ TELEFON !

O sobie, o ludziach. Szczegóły, adresy, sumy, daty.
A kiedy słyszę tyleż durnowate, ile naiwne zapewnienia: „ja nie mam nic do ukrycia !, mówię: ja także nie, ale też nie mam obowiązku podawać obcym facetom mojego życia na tacy! …
Bo nie wiesz jeden z drugim, a zwłaszcza jedna z drugą, co ONI z tym zrobią, co zrozumieją, jak zinterpretują i do czego użyją…

 

JA TO JUŻ WIEM, PO LATACH, Z MOJEJ „TECZKI”.

Zrozumiałam, że po to istnieje ta instytucja, aby przechowywać tak ważne historyczne dokumenty, jak skarga mojej sprzątaczki, która donosiła, że nie zmywam naczyń po kolacji.
I ona musi je zmywać rano…
Cóż za brak subordynacji, wobec klasy pracującej, nieprawdaż?

Albo „raport” z donosu jakiejś Polki ze Sztokholmu, która informowała, że to u niej w domu, tamże, pisałam książkę pt. „Brudy w rządzie polskim””… Takie to treści z całą powagą panowie złożyli do archiwów państwowych na wieki wieków. A w założonej także przez nich teczce z moimi paszportami nie ma śladu, abym kiedykolwiek była w Sztokholmie…
Bo nie byłam.
I tak to leci na stu stronach „dokumentu” moich „zbrodni przeciw narodowi polskiemu”. Ich wydania odmawiano mi przez kilka lat. Tłumaczono, że są aż tak tajne.
Doprawdy, nie tylko mnie, trudno obronić się przed refleksją:

JEŚLI TO TAK WYGLĄDAŁO
I TAKA BYŁA PRAKTYKA
PRZEZ WSZYSTKIE LATA,
TO TRUDNO SIĘ DZIWIĆ
ŻE W KOŃCU RUNĘŁO

Opowiadania, że teczka mojej „współpracy” została zniszczona i dlatego brak dowodów, to jeszcze jeden wymysł – pożal się Boże – znawców. ONI niszczyli teczki, ale tych których chcieli chronić. Mnie – to całe zebrane śmiecie – miało zniszczyć, skoro ośmieliłam się wystąpić o autolustrację.
Teczka, którą z tego śmiecia stworzył prokurator, to prawie s t o stron, które tę służbę, tak naprawdę kompromitują. A że teczki współpracy nie ma? Bo jej w odpowiednim czasie nie założyli. Mówimy o sprawach z lat od 1958 do 1966, czyli ponad pół wieku temu.
Ponad pól wieku temu stałam się obiektem zemsty potężnego funkcjonariusza –nie tacy jak ja bali się go jak ognia, nie za to, że nie chciałam zatańczyć jak z upodobaniem podkreśla elyta polskiego dziennikarstwa, ale za to, że ze skargą na zachowanie panów oficerów poszłam do partii. Działo się to w roku 1954, 57 lat temu! Po 40 blisko latach, powiedział mi ktoś z najwyższej półki : „

TO BYŁA ZNANA HISTORIA W WOJSKU,
KAPITAN K.. ZA TO ZOSTAŁ WYRZUCONY
Z WOJSKA…

Według mnie, ukarano najniższego rangą.
Na moje pytanie, jakby Pan określił to, o się wokół mnie dzieje?, usłyszałam:

           ZEMSTA, ZEMSTA - PANI REDAKTOR
Teraz, to już nawet zemsta zza grobu…  Wdzięczni podkomendni jeszcze żyją, ich dzieci wiedzą komu i co zawdzięczają. Więzy rodzinne nie bywają tak silne…

Uzasadnienie Sądu Apelacyjnego jest niezwykle pouczającą lekturą i w sensie prawnym, i dla całej materii lustracyjnej, z którą chyba nieprędko się rozstaniemy. Bo zbyt wielu ludzi ona urządza.
W konkluzji uzasadnienia wyroku w mojej sprawie
Sąd Apelacyjny podkreślił co następuje:

Apelacja obrońcy lustrowanej jest w przeważającej części zasadna i na uwzględnienie zasługuje zawarty w niej wniosek końcowy o uchylenie zaskarżonego orzeczenia i przekazanie sprawy do ponownego orzeczenia sądowi pierwszej instancji.

Tyle na dzisiaj relacji, komentarza i refleksji.

 

Wkrótce ciąg dalszy.

Pozdrawiam I.D.

2011-05-27 16:00

UWAGA, UWAGA, KOMUNIKAT!

DZISIAJ  W  PIĄTEK W GODZINACH  PRZEDPOŁUDNIOWYCH  SĄD  APELACYJNY
W  WARSZAWIE  UCHYLIŁ WYROK  SĄDU OKRĘGOWEGO  W  MOJEJ SPRAWIE AUTOLUSTRACYJNEJ.

WYKAZAŁ RAŻĄCE ZANIEDBANIA  I  NIEDOCIĄGNIĘCIA,  JAK  CHOĆBY NIEUWZGLĘDNIENIE  PODSTAWOWYCH  PIĘCIU  WARUNKÓW, KTÓRE CZYNIŁY Z CZŁOWIEKA  AGENTA.
 
ZWŁASZCZA  ŚWIADOMEGO I  TAJNEGO ZARAZEM.
SZCZEGÓŁY PO  NADEJŚCIU UZASADNIENIA Z  SĄDU APELACYJNEGO.
 

2011-02-28 09:54

Po przerwie

Po przerwie (która jeszcze trochę potrwa),

ALE:
 

WAŻNE, BO POTRZEBNE
 

trafiłam, dowiedziałam się o działaniu ludzi dobrej woli, w sferze, w której nierychło spodziewać się możemy konkretnych, rozsądnych działań ze strony naszego państwa.

Państwo i jego funkcjonariusze mają – zdaje się – coraz mniejsza głowę dla problemów

obywateli, a już do spraw dzieci?...

W domach dziecka utrzymanie jednego podopiecznego kosztuje cztero lub pięciokrotnie więcej niż w rodzinie, a jednak dziecko rodzinie się odbiera, jeśli jest biedna. Z domów dziecka młodzież wychodzi często niezdolna do samodzielnego życia. Z rodziny, w której istnieje przemoc, też niekoniecznie da sobie radę.
 

Są rozsądne propozycje

a nawet Obywatelska Inicjatywa Ustawodawcza, która w całym kraju zbiera podpisy pod projektem zmian w Kodeksach: rodzinnym i opiekuńczym, a także postępowania cywilnego.

Te propozycje dotyczą nie tylko spraw rozwodowych, ich przebiegu, ich skutków, ale także

wszelkiego zła, które pojawia się w rodzinach – alkoholu, przemocy, agresji, zaniechania rodzicielskich obowiązków. W rodzinach cierpią kobiety, a z nimi dzieci. Bywa, że cierpią także ojcowie. Najczęściej to ukrywają, wstydzą się przyznać, znikąd nie widzą pomocy.

 

KTO NAJCZĘŚCIEJ PADA OFIARĄ:

- kobiety

- dzieci

- osoby starsze i niepełnosprawne

- czasem także mężczyźni
 

KTO PRZECZYTAŁ, NIECH PODA DALEJ!

Jest Fundacja : „Razem Lepiej”. Jej przedstawiciele – prawnicy, psycholodzy, wolontariusze są w całym kraju. Ich adresy i telefony są do otrzymania pod telefonem warszawskim

22 773 37 25. Stąd osoby zainteresowane zostaną skierowane do najbliższej im placówki Fundacji „Razem Lepiej”.

Dla posługujących się internetem adres:

www.razemlepiej.pl

Warto spróbować, skoro są ludzie chętni do pomocy.

Razem Lepiej.

Pozdrawiam

I.D.

2010-12-01 15:24

Niezrozumiałe orzeczenie, niezrozumiałe uzasadnienie...

NIE - odpowiedziałam na pytanie Sądu, czy zrozumiałam treść orzeczenia i uzasadnienia.

"NIE - bo było odczytane za cicho, za szybko, 
I W OGÓLE NIE O MNIE"
Z pojedyńczych słów, które do mnie docierały z nad sędziowskiego stołu, rozpoznawałam te głównie, które już i tak znałam z prokuratorskiego wypracowania: "Brała udział, udzielała, współpracowała, wiedziała, itp." 

Chwilami nawet miałam wrażenie, że na sędziowskim stole znalazły się dokumenty prokuratorskie. Te określenia znane mi były od paru lat, bo od paru lat IPN takich właśnie słów używał, odmawiając mi regularnie udostępnienie dokumentów na mój temat.

Dokładnie od początku czerwca 2006, kiedy to w Newsweek-u (wyd. Axel Springer) Michał Karnowski i Luiza Zalewska wśród innych dziennikarskich nazwisk wymienili również i moje.
Teraz wiem, że IPN dobrze wiedział co robi, traktując mnie odmownie.
Nie muszę dodawać, że od dawna znane nam jest nazwisko ZLECENIODAWCY.
Mam prawo uważać, że słowo PAMIĘCI Narodowej mogłabym zastąpić słowem PONIŻENIA Narodowego. 
Co Państwo na to?
Czekam na tekst uzasadnienia orzeczenia, od którego oczywiście będę się odwoływała. Aż do skutku.
Będę również odnosiła się do relacji i dywagacji wokół sprawy.

Pozdrawiam

I.D.

 

Irena Dziedzic © 2010 All rights reserved.

Załóż własną stronę internetową za darmoWebnode